czwartek, 31 marca 2016

Banksterzy Kulisy globalnej zmowy - Janusz Szewczak





Niezłomny wojownik o polski Skarb Narodowy, o dynamiczny rozwój gospodarczy Polski o uczciwe i przejrzyste zasady funkcjonowania banków, a zarazem wybitny publicysta ekonomiczny – Janusz Szewczak – napisał książkę, która wstrząśnie wieloma Czytelnikami. Nie zdajemy sobie bowiem sprawy, w jak kruchym świecie żyjemy, jak niewielu ludzi trzyma cały ten świat w garści, jak niewyobrażalnych spekulacji dopuszczają się międzynarodowe korporacje.
Banki nie funkcjonują jak normalne przedsiębiorstwa; nie obowiązują ich te same reguły, co wszystkich innych uczestników rynku. Mogą nawet swobodnie żonglować aktywami i pasywami – używając tych samych liczb mogą wykazać dowolnie raz plus, a raz minus. Zyski bezwzględnie grabią dla siebie, jednak ich straty musi pokrywać państwo, czyli każdy obywatel. Bo jak nie, to światowa struktura spekulacyjna zawali się niczym domino. Tak było np. w 2008 r. po upadku amerykańskiego giganta Lehman Br., kiedy państwo musiało dodrukować grubo ponad bilion dolarów. Europejski Bank Centralny drukuje teraz 1 bilion 115 miliardów euro.
Gdyby wszyscy na raz udali się teraz do banków po swoje oszczędności, otrzymaliby nie więcej niż kilka procent z tego, co mają na kontach. Oznacza to, że instytucje finansowe posiadają w rzeczywistości zaledwie parę procent pieniędzy, którymi niby obracają. Z czego zatem powstają ich wielomiliardowe zyski? Ze spekulacji. Z handlowania czymś, czego nie ma, czyli pieniądzem bezgotówkowym, wirtualnym, fikcyjnym. Skala spekulacji rośnie w gwałtownym tempie. Należą do nich również tak oprotestowane kredyty walutowe (głównie frankowe) i polisolokaty, które zrujnowały blisko milion polskich rodzin. Banki handlują naszymi kredytami na całego i bynajmniej nie są zainteresowane ich szybką spłatą. Wprost przeciwnie – im dłużej my spłacamy, tym więcej bank zarabia. Kontrolę nad emisją pieniądza przejęły banki prywatne, choć niemal w każdej konstytucji zastrzeżone jest to dla banku centralnego, państwowego.
Były premier Kanady W. L. Mackenzie King już kilkadziesiąt lat temu ostrzegał: „Zanim kontrola nad emisją pieniędzy i kredytu nie zostanie przywrócona rządowi i uznana za jego nadzwyczajną i świętą odpowiedzialność, wszystkie dyskusje na tematy niezależności parlamentu i demokracji są puste i daremne. Lichwa poza kontrolą zniszczy każde państwo”. Lichwa i chciwość rządzą światem, a rezygnacja z tradycyjnych wartości wspomaga te rządy – oto wniosek z lektury.
Janusz Szewczak odsłania mechanizmy, wyjaśnia, daje przykłady, także historyczne. Zastanawia się co będzie, gdy pęknie ta gigantyczna bania spekulacyjna, która wsi nad światem; może to przynieść efekt gorszy od bomb atomowych. Na szczęście Autor dostrzega też szansę wyrwania się z macek bankowej ośmiornicy.

piątek, 4 marca 2016

Bańka cenowa



Bańka cenowa jest definiowana przez Charlesa Kindlebergera jako „gwałtowny i ciągły wzrost cen aktywów, który kreuje oczekiwania dalszego ich wzrostu, przyciągając tym samym nowych inwestorów, zainteresowanych zyskami kapitałowymi.” Z powyższego wynika, że bańka cenowa jest samonapędzającym się mechanizmem, w którym wzrost cen nie jest uzasadniony czynnikami ekonomiczno-finansowymi, a psychologicznymi, np. ciągle rosnącymi oczekiwaniami. W podobny sposób bańkę cenową określa Peter Garber, opisując ją jako „pewien zakres zmian cen aktywów, który nie jest możliwy do wyjaśnienia w oparciu o czynniki fundamentalne dla danej kategorii aktywów”.
Bańka cenowa występuje wtedy, gdy gwałtowna zmiana cen aktywów poza poziom ich wartości fundamentalnej (pęcznienie, nadmuchiwanie bańki) kończy się równie gwałtowną korektą cen (pęknięcie bańki). Bańka cenowa występuje wtedy, gdy obydwa warunki następują jeden po drugim.
Historia zna wiele przykładów baniek spekulacyjnych, wśród nich spekulację cebulkami tulipanów w Holandii w latach 1636-1637 (tzw. Tulipomania) czy słynne bańki giełdowe, w tym przegrzanie koniunktury przed Wielkim Kryzysem.
Miejscem częstego formowania się baniek są giełdy papierów wartościowych. Inwestorzy widząc nagły trend wzrostowy cen kupują akcje w celu uzyskania szybkiego zysku. Dzieje się to przy podgrzanej atmosferze i dużym medialnym szumie rozpalającym wyobrażenia o potencjalnych zyskach. Inwestorzy zachowują się w sposób stadny, skupując walory nie zważając na brak uzasadnienia ceny w dotychczasowych wynikach finansowych.
Zwykle bańki spekulacyjne nie trwają długo. Gdy rozpoczyna się spadek cen akcji, inwestorzy wyprzedają wcześniej nabyte papiery. Następuje wówczas głębokie załamanie rynku i poważne straty wielu akcjonariuszy oraz okres niskich cen. Istnieje zestawienie grup kryteriów pozwalających na wczesną identyfikację bańki spekulacyjnej.
Samo określenie „bańka” pojawiło się w kontekście kryzysu finansowego powstałego w 1711-1720 w wyniku spekulacyjnej gry na wzrost cen akcji Kompanii Mórz Południowych (British South Sea Bubble). Pierwotnie odnosił się do procesu zawyżania kursu akcji, a nie do samego kryzysu firm jaki nastąpił po załamaniu się kursu akcji. Wiele innych procesów szybkiego wzrostu cen nazywanych jest dalej „manią”. Chyba najbardziej znana jest wspomniana Tulipomania, gdzie przedmiotem gry były cebulki tulipanów. Tulipany stały się wtedy narzędziem uprawiania hazardu: nie kupowano ich już dla doznań estetycznych i zademonstrowania swojej pozycji, ale dla spodziewanego zysku. W nadziei na ogromne zyski ludzie sprzedawali swój dobytek, a niektórzy zaciągali duże kredyty, byle tylko wziąć udział w tej grze. Wtedy też zaczęto zawierać kontrakty terminowe na sadzonki tulipanów i nimi handlować. Handlowi tego typu sprzyjała ustawa przyjęta w listopadzie 1636 przez holenderski parlament, która zezwalała na zawieranie takich kontraktów bez fizycznej dostawy (tzw. futures). W ten sposób usankcjonowano hazard umożliwiający czysty zakład o przyszłą cenę cebulek tulipanów. Metafora „manii” jest zatem całkowicie uzasadniona – ceny akcji były zawyżone i kruche, rosły bez żadnego realnego powodu i były stale zagrożone gwałtownymi spadkami.

wtorek, 1 marca 2016

Afera tulipanowa

Tulipomania, tulipanomania – określenie używane do opisania zjawiska panującego w XVII-wiecznej (szczególnie w latach 1636-1637) Holandii, wiążącego się z ogromnym wzrostem cen cebulek tulipanów oraz niebywałą modą na te kwiaty.
Tulipany przybyły do Europy z Imperium osmańskiego w połowie XVI wieku. Szczególną popularność osiągnęły w Zjednoczonych Prowincjach Niderlandzkich, głównie za sprawą bogacącej się klasy średniej oraz arystokracji, które zaczęły konkurować ze sobą co do posiadania najrzadszych odmian tulipanów. Ich uprawa w Holandii została zapoczątkowana prawdopodobnie w 1593 r. przez Charlesa de L'Écluse (Kluzjusz, łac. Carolus Clusius), któremu udało się wyhodować odmianę znoszącą zimniejszy klimat od tego jaki panował w Turcji. Cebulki przesłał mu Ogier de Busbecq, ambasador cesarza Ferdynanda I na dworze Sulejmana Wspaniałego. Kluzjusz, jeden z najbardziej znanych botaników początku XVII wieku, przeprowadzał badania, krzyżując różne odmiany tulipanów. Pewnego dnia przedmiot jego badań wykradziono z ogrodów uniwersyteckich. Niedługo potem holenderskie tulipany zostały zaatakowane przez wirusa pstrości tulipana (TBV), który sprawiał, że płatki tulipana przybierały niespotykane wcześniej kształty o brzegach postrzępionych i pofałdowanych. Wówczas nie znano przyczyny tego zjawiska, wiedziano jednak, że nie jest przekazywane przez nasiona, a jedynie przez cebulki, z pewną nieprzewidywalnością. Ponieważ jest to objaw choroby, zarażone okazy często marniały, co było kolejnym elementem ryzyka. Ta anomalia ogrodnicza stała się przyczyną rozwoju niderlandzkiej „gorączki tulipanowej”. Kwiaty stały się niebawem symbolem luksusu i pozycji społecznej.
W 1623 r. pojedyncza cebulka najbardziej poszukiwanych odmian osiągała cenę nawet 1 tys. guldenów (średni roczny dochód w Niderlandach wynosił wtedy ok. 150 guldenów). Zdarzało się, że zamieniano nieraz tulipany za nieruchomości, ziemię czy bydło. Najlepsi kupcy zarabiali nierzadko ok. 6 tys. guldenów na miesiąc na handlu tulipanami. W 1635 r. odnotowano sprzedaż 40 cebulek za 100 tys. guldenów. Dla porównania tona masła kosztowała wtedy 100 guldenów, a 8 tłustych świń 240 guldenów.Najwyższą cenę osiągnęła słynna cebulka Semper Augustus, która została kupiona za 6000 guldenów w Haarlemie.
W latach 30. XVII wieku tulipanami handlowano na giełdach holenderskich miast. Niebywały popyt na te kwiaty sprawił, że wielu mieszkańców zaczęło spekulować na tym rynku (w taki sposób w jaki robi się to dzisiaj z papierami wartościowymi), licząc na zwielokrotnienie włożonego kapitału. Niektórzy sprzedawali wszystko co mieli, aby kupić upragnione sadzonki. Wiele osób dorobiło się fortun, inni stracili majątki.
Dochodziło do sytuacji, w których sprzedawano już posadzone tulipany albo te, które zamierzano posadzić (proceder ten nazwano „handlem wiatrem” - wind handel, a przypominał on istniejące na współczesnych rynkach kapitałowych kontrakty terminowe). W 1637 r. doszło do załamania rynku, co było spowodowane zbyt wygórowanymi cenami, na które nie było już chętnych. Drugim ważnym czynnikiem, który przyczynił się do krachu, było niewywiązywanie się kontrahentów ze zobowiązań wynikających z kontraktów gwarantujących zakup cebulek po określonych cenach w przyszłości. Zapanowała panika, w wyniku której tysiące ludzi stały się bankrutami (w ich posiadaniu znalazły się jedynie tulipany, które warte były zaledwie ułamek tego co zapłacili wcześniej). W najgorszej sytuacji byli ci, którzy na zakup tulipanów pozaciągali kredyty, a w wyniku krachu stali się niewypłacalni.